Zamyślenia z kościelnej ławy

Stawianie namiotów

      Gdy jesteś blisko Boga, na modlitwie, wśród modlących się i w dodatku w czasie gorącej modlitwy w czasie wystawienia Najświętszego Sakramentu, to ta chwila porywa, unosi duszę, czujesz wlewające się szczęście, dotykasz Bożej miłości. Tak się dzieje. Tak też się stało na Górze Tabor. Trzej apostołowie dotknęli rąbka chwały Jezusa. Jakub, Jan, Piotr to można powiedzieć trzej najbardziej zaufani uczniowie Jezusa. To oni byli przecież świadkami wskrzeszenia córki Jaira , przemienienia Jezusa na górze Tabor oraz modlitwy „krwawym potem” w Ogrodzie Oliwnym. Dzisiaj też mamy takie Góry Przemienienia, to są wieczory uwielbienia gdzie jak się dobrze wsłuchamy to  słychać Mojżesza, Eliasza, Jezusa i te najważniejsze słowa „'To jest Syn mój, Wybrany, Jego słuchajcie!'. Tak też zdarzają się wylania Ducha Świętego. Różnie można reagować na wylanie Ducha Świętego, na spontaniczność w czasie modlitwy ludzi których znamy i samego siebie (za pierwszym razem też byłem swoim zachowaniem zadziwiony, a jednocześnie szczęśliwy, że mogę być tak otwarty na Boga). Nie dziwię się wcale że Piotr powiedział o postawieniu trzech najmitów.

 

       Namiot to miejsce szczególne dla żydów. Nie tylko namiot gdzie było codzienne życie, bo te namioty się stawiało w obozie, ale właśnie Namiot Spotkania.  Taki namiot postawił Mojżesz i rozmawiał „ Ile zaś razy Mojżesz szedł do namiotu, cały lud stawał przy wejściu do swych namiotów i patrzył na Mojżesza, aż wszedł do namiotu. Ile zaś razy Mojżesz wszedł do namiotu, zstępował słup obłoku i stawał u wejścia do namiotu, i wtedy Pan rozmawiał z Mojżeszem. Cały lud widział, że słup obłoku stawał u wejścia do namiotu. Cały lud stawał i każdy oddawał pokłon u wejś­cia do swego namiotu. A Pan rozmawiał z Mojżeszem twarzą w twarz, jak się rozmawia z przyjacielem.” Aż się boję cokolwiek dodać, lub ująć z tego tekstu. Dzisiejsze namioty (kościoły, kaplice gdzie jest Przenajświętszy Sakrament) to jest to miejsce gdzie możemy ROZMAWIAĆ Z BOGIEM  „TWARZĄ W TWARZ, JAK SIĘ ROZMAWIA Z PRZYJACIELEM”. Góra Tabor jest osiągalna dla każdego, a to dzięki zesłaniu Ducha Świętego. Wybrańcy tacy jak Piotr, Jakub i Jan to każdy z nas. Możemy z Bogiem rozmawiać, więc nie klepmy zdrowasiek, tylko módlmy się modlitwą Zdrowaś Mario. Nie bądźmy wyrobnikami, niewolnikami, nie odrabiajmy pańszczyzny w postaci pseudo-modlitwy, bo wtedy wracamy do odrabiania obrzędów i stajemy się poganami. Stawiajmy namioty aby z Bogiem porozmawiać, szczerze, jak przyjaciele którzy nie mają nic do ukrycia, bo zresztą ukrywanie czegoś przed Bogiem to strasznie głupi pomysł, niedorzeczny. Bóg do nas mówi „znam cię po imieniu i jestem Ci łaskawy” (tak mówił do Mojżesza i tak mówi do nas).

 

      Dalsza część dialogu Mojżesza z Bogiem to kulminacja zasady modlitwy. Mojżesz mówi „Jeśli darzysz mnie życzliwością, daj mi poznać Twoje zamiary, abym poznał, żeś mi łaskawy”. Jak Św. Paweł nas gromi bo „Modlicie się, a nie otrzymujecie, bo się źle modlicie”, to jest właśnie sedno sprawy. Ciągle o cos prosimy, żalimy się, no i czasami dziękujemy, ale czy rozmawiamy? Mojżesz rozmawiał o swojej przyszłości nie mówiąc co by sam chciał, ale pyta się Boga, (parafrazując wypowiedź Mojżesza) -  „co Ty Boże chcesz abym ja chciał robić?”. Namiot jako symbol młodzieńczych wypraw w góry, nad wodę z przyjaciółmi, z żoną, dziećmi. Nosimy namiot na plecach aby z tymi z którymi wybieramy się na wyprawę mieli gdzie spokojnie spać, schronić się przed deszczem, wysuszyć jak się zmoknęło po drodze. W tym namiocie nie ma wygód jak w domu, a jest przede wszystkim rozmowa, bo nie przeszkadza nam telewizor, radio, a czasami i internet nie działa w lesie. Obyśmy jak najwięcej takich namiotów rozbijali w naszej codzienności dla naszych rodzin i dla Boga, a w szczególności dla Boga. Wtedy gdy modlitwa (rozmowa z Bogiem) będzie szczera to usłyszymy znów to zdanie „ To jest Syn mój, Wybrany, Jego słuchajcie!'.

 

      Zrób Namiot Spotkania  z żoną, z synem, córką. Wyjdź z obozu codziennego życia i wejdź do Namiotu Spotkań z Bogiem. W Twojej żonie, mężu, synu, córce spotkasz Boga. Nie wahaj się a stawiaj namiot.

 

Szczęść Boże

Krzysztof Wróblewski


Czterdziesci czy 40

I niedziela Wielkiego Postu

 

      Liczba czterdzieści  dni, lat to w Biblii bardzo ważna liczba. Czterdzieści dni potopu, czterdzieści lat wędrował Naród Wybrany przez pustynię, czterdzieści dni przebywał Mojżesz na Górze Synaj, czterdzieści dni Goliat oblegał obozy izraelskie,  dni Eliasz wędrował o chlebie i wodzie do Bożej Góry Horeb, czterdzieści dni pozostało mieszkańcom Niniwy na nawrócenie, czterdzieści dni kuszenia Jezusa na pustyni, aż wreszcie czterdzieści dni, jakie upłynęły pomiędzy Zmartwychwstaniem Jezusa a Jego Wniebowstąpieniem –„Im też po swojej męce dał wiele dowodów, że żyje: ukazywał się im przez czterdzieści dni i mówił o królestwie Bożym.”. Liczba 40 pisana tak jak inne liczby słowem, a nie cyfrą,  oznacza czas niedookreślony, dłuższy, wystarczający a na tyle długi że nie da się sklasyfikować do konkretnych od-do. Patrząc jak ta liczba była używana można powiedzieć, że to liczba wskazująca na cierpliwość Boga, aby człowiek mógł zrozumieć samego siebie, przygotować, zrozumieć swoją misję. Jezus „wiedziony był przez Ducha na pustyni czterdzieści dni, i był kuszony przez diabła.” To nic innego tylko próba przed konkretem. Jezus znał swoją misję, ale jako człowiek mógł i jak widać był kuszony. My się modlimy „ nie wódź nas na pokuszenie”, a Duch wywlókł Jezusa na pustynię aby był kuszony, aby pościł dniem i nocą ( typowo pościło się od rana do zmierzchu, a Jezus wziął na siebie podwójny post) i był kuszony. Bóg, Duch Święty, Syn Człowieczy to jedność.

 

      Po co Ojcu to kuszenie Syna? Jezus jest człowiekiem i Bogiem. To doświadczenie kuszenia pokazuje, że należy się pilnować dniem i nocą, bo kuszenie było , jest i będzie. Myślenie o poście, jako wyrzeczeniu się tego co powoduje, że musiałbym odciąć sobie rękę, język, oczy, uszy…  bo -  „jeśli twoja ręka jest dla ciebie powodem grzechu, odetnij ją; lepiej jest dla ciebie ułomnym wejść do życia wiecznego, niż z dwiema rękami pójść do piekła w ogień nieugaszony”. Kuszenie jest potrzebne aby móc uwierzyć, że potrafię się oprzeć. Czy sam?. Oczywiście że nie, tylko dzięki Duchowi!! Szatan jest na tyle inteligentny i przebiegły, że samemu to nie ma co. Ile nam trzeba czasu postu na pustyni, czyli opieraniu się pokusie temu, co powoduje nasz grzech, od tych małych codziennych do tych wielkich, ciężkich – czterdzieści dni, czterdzieści lat? W tych dosłownych 40 dniach mamy teraz zrozumieć te czterdzieści dni i nocy postu Jezusa. To one Go po ludzku wzmocniły, uodporniły na człowiecze pokusy, bo stanął jak przystało na Boga ponad pokusami, a zwyciężał pokusy nie czym innym jak Słowem Bożym. Mówienie o czterdziestodniowym poście, o pokucie bez modlitwy, bez rozmowy z Bogiem to jest robienie wydmuszek do koszyczka na Wielką Sobotę. Teraz szatan wie, że jest taki okres gdzie się spinamy, staramy i nawet z Bożą pomocą nam wychodzi, że potrafimy sprostać pokusie. Szatan poczeka, bo dla niego też jest czas bezgraniczny.

 

      Nasze 40 dni muszą się zamienić na czterdzieści dni, a może nawet lat, czyli na tyle długo aby był efekt. Pokusę nie chowajmy, nie zamiatajmy pod dywan, a wręcz przeciwnie, niech nas kusi, inaczej to się będziemy oszukiwać. Nie unikajmy towarzystwa plotkarskiego, bo to nasze towarzystwo i nie możemy się izolować lub co gorsza opuszczać ich w potrzebie, bo mamy powiedzieć, że plotkowanie, obmawianie to grzech. Strony porno nie znaczy aby blokować, ale aby ich nie oglądać, bo nie komputer ma sterować tym co robię, ale ja mam się pokusie nie poddawać. Brak pomocy, szacunku do rodziców nie znaczy że mam przez 40 dni nagle umyć okna, więcej posprzątać niż swój pokój, ale mam rozpocząć czterdzieści dni walki z tym, że nie zauważam, że mój rodzic w domu robi drugą szychtę w tym szczególnie dla mnie.  Tak ze wszystkimi pokusami musimy zrobić, zwalczać, a nie pozornie chować ( bo to jest równoznaczne  - zostawiać na później, po niedzieli Zmartwychwstania), bo inaczej nie będzie naszego zmartwychwstania, zmartwychwstania z naszych grzechów. Zastanówmy się czy chcemy postu 40 dni czy też chcemy postu czterdziestodniowego.

 

Szczęść Boże

Krzysztof Wróblewski


Tak niech ci błogosławi dobry Bóg

Szósta Niedziela zwykła, 17.02.2019r

 

     Każdy jest łasy na pochwały, na zauważenie, na przyznanie racji itd. Różne to wprawdzie poziomy osiągnięcia osobistego sukcesu uznania za słowa, czyny, ale to nie jest ważne, bo skutek jest jeden – zostałem uznany za kogoś ważnego, ktoś będzie się liczył z moim zdaniem, zostałem doceniony, wyróżniony. To przecież takie ludzkie pragnienie aby nie być nikim, lub człowiekiem z tłumu. Nawet ten „szaraczek” z tłumu też w skrytości ducha marzy aby ktoś jego zauważył, a najlepiej jakiś lider. Własna godność zostaje uhonorowana. Dziś Jezus mówi do wielu tych na marginesie życia, że są BŁOGOSŁAWIENI. Czy może być większe wyróżnienie – Bóg osobiście mówi, że jesteś BŁOGOSŁAWIONY. Tylko czy ja byłem, jestem głodny? Czy ja byłem, jestem ubogi? Czy ja płaczę (w zasadzie nad czym)? Czy ktoś z powodu Jezusa mi ubliża, lub powoduje że utraciłem pracę, nie obsłużył mnie w kolejce, nie udzielił porady lekarskiej, wyrzuciła z autobusu? Nie, nic takiego się nie wydarzyło. Czy to znaczy, że odnoszą się do mnie słowa „Biada wam”? Czy Jezus błogosławił tylko tym ludziom zgromadzonym w tym czasie i miejscu, czy mówi to ( bo Jezus żyje, więc mówi)  teraz do nas, tu i teraz?

 

     W zasadzie dzisiejsza Ewangelia dotyka problemu – co jest dla mnie szczęściem? Być ubogim, czy bogatym, śmiać się czy płakać, głodować czy być sytym, być w pogardzie z powodu wiary w Jezusa, czy też … no właśnie, co w tym przypadku… wyrzec się Go, unikać słowa Jezus w domu, w pracy? Główne przesłanie tej Ewangelii, tam i tamtym czasie, jak i tu i teraz jest to, iż BŁOGOSŁAWIEŃSTWO to coś więcej niż szczęście (tak po ludzku) tu i teraz. Biedniejsi i bogatsi byli i będą, smutni z powodu przykrych zdarzeń byli i będą, głodujący byli, są i zapewne będą bo ten świat przedtem i teraz rządzi się  jakby nie chciał im pomóc, nie chciał tego problemu rozwiązać. Przed Bogiem tak naprawdę stoimy biedni (grzeszni z bagażami życia które i tak zostawimy), ogołoceni, tacy jacy jesteśmy naprawdę. Przed Bogiem płaczemy (z poczucia grzechu, żalu za grzechy, za zaniechane dobro). Przed bogiem jesteśmy głodni, spragnieni jednego – miłosierdzia (za grzechy, za brak zadość uczynienia, za brak żalu za grzechy, za brak …. ). Takich nas widzi Bóg jak my zobaczymy siebie. Bo ten bogaty nie zobaczył siebie, bo mu bogactwo przysłania prawdziwy swój obraz. Bo ten chwalony nie widzi jaki jest naprawdę bo jest ogarnięty pychą która zasłania mu Boga. Ten ustawicznie szukający radości życia nie ma czasu aby zastanowić się czy gdzieś jest tu Bóg. Ci co upatrują szczęście w sytości (obojętnie czy jedzeniu, piciu, seksie, alkoholu, narkotykach) pogrążają się w nałogi które staja się dla nich wyrocznią jak słowa proroków, fałszywych proroków. Ten świat to świat który nie ma przyszłości, bo swoja nagrodę już odebrał.  Kolejny wiec raz w sowich rozważaniach zwracam uwagę na BŁOGOSŁAWIEŃSTWO. Tak jak Adam i Ewa gdy zgrzeszyli zobaczyli że są nadzy, tak właśnie stoimy przed Bogiem. Co zrobił Bóg jak Adam i Ewa zgrzeszyli przeciw Niemu – mimo że wiedział co się stało, to szukał ich. To jest zasada działania Boga. Mimo naszych grzechów Bóg nas szuka, a jak znajdzie nas w takim podłym stanie (biednych duchem, smutnych z powodu „utraconego raju”), ale tęskniących za Bogiem (głodnych) i wielbiących Go mimo wytykania grzeszności w Kościele (pogarda), to mówi jedno słowo które niweluje głód, smutek, pogardę – jesteś BŁOGOSŁAWIONY.  My naśladując Jezusa winniśmy jak najczęściej błogosławić, nasze dzieci, małżonka, dzień, spotkanie, pracę.  Ile razy myślę o błogosławieństwo to myślę o poniższym tekście.

 

Niech Bóg będzie zawsze przed Tobą,

aby Ci pokazać właściwa drogę. 

Niechaj Bóg będzie zawsze obok ciebie,

aby cię trzymać w swoich ramionach i cię ochraniać.    

Niechaj Bóg będzie zawsze za tobą,

aby cię zachować od ciosów złych ludzi.

Niechaj Bóg będzie zawsze pod tobą,

aby cię pochwycić, gdy upadniesz i wyciągnąć cię z matni.

Niechaj Bóg będzie zawsze w tobie,

aby cię pocieszyć, gdy ogarnie cię smutek. 

Niechaj Bóg będzie zawsze dookoła ciebie,

aby cię obronić, gdy inni atakują.

Niechaj Bóg będzie zawsze ponad tobą,

aby ci błogosławić.

 

Tak niech ci błogosławi dobry Bóg

 

Amen

Szczęść Boże

Krzysztof Wróblewski


Praca z Bogiem

Piąta niedziela zwykła

 

     Gdy biznes się dobrze kręci to nie ma potrzeby nic zmieniać, tylko trzymać rękę na pulsie. Dziś czytamy o biznesie Szymona. Tak to jest gdy się jest małym przedsiębiorcą gdzie biznes zależny jest w dodatku od natury. Raz ryba bierze, raz nie. Rodzinę jakoś jednak trzeba utrzymać. Szymon po nocnych połowach wrócił z jeziora z skąpym połowem.  Raz na wozie, raz pod wozem. Był to dzień w którym Jego życie się zmieniło. Czy coś zapowiadało zmianę? Czy widać żeby oczekiwał takiej zmiany? Nie, absolutnie nie. Każdy z nas codziennie się zmaga z dniem - praca, szkoła, a na emeryturze to wizyty u lekarzy, czekanie aż ktoś przyjedzie i pomorze w posprzątaniu, przyniesie zakupy itd. Zmagania codzienności nie pozwalają na zakrzątanie sobie głowy odmianą życia. Jak człowiek młody to jeszcze myśli o zmianie pracy, ale już około 40-stki, to nie bardzo (chyba  że manager, bo wśród tej grupy obowiązują inne zasady, niekonieczne do naśladowania). Szymon nie był już młody, miał fach w ręku, doświadczenie zawodowe. Wiedział z czego żyje. Nie tylko on, ale i Jego wspólnicy Jakub i Jan.

 

     Każdy z nas wykonuje codziennie swoje obowiązki wynikające z pracy (nawet emerycie mają obowiązki – przecież bycie babcią, dziadkiem to wielkie obowiązki). Nie bardzo jest czas aby pomyśleć o Bogu w pracy, a tym bardziej zagościć Boga w swoim miejscu pracy. Nazwijmy to że Bóg się wprosił do łodzi Szymona, bo inaczej nie ogarnąłby tego tłumu który przyszedł posłuchać co ma do powiedzenia. Miejsce pracy uświęcone, miejsce pracy błogosławione, miejsce pracy miejscem na Słowo Boże – czy to może być w Twojej pracy?  Na ile pozwalasz Bogu wejść w Twoje miejsce pracy, na ile uświęcasz swoje miejsce pracy, błogosławisz swojej pracy? Spojrzenie na swoja pracę z perspektywy wiary, wypełniania Słowa powoduje to samo co się stało w spółce Szymona rybaka. Ilość ryb jakie złowił  mimo iż przedtem było kiepsko była przytłaczjąca, niepoliczalna. Tak się dzieje gdy się w pełnym zaufaniu zawierza pracę Bogu. Szymon przecież stwierdził „Lecz na Twoje słowo zarzucę sieci”. Co się wtedy stało – ryb na tyle że musiał mieć pomoc w ich wybieraniu. Niepowodzenia  w pracy się zdarzają i to nie tylko z powodu czyjejś złej woli ( zazdrości, obmawianiu, kłamstwom, itd.). Mimo dobrze wykonywanej pracy nie mamy sukcesów. Każdemu w pracy jest potrzeby sukces, bo on potwierdza,  że to co robimy ma sens i jest słuszne, przydatne, rozwojowe itd. Tu nie chodzi tylko sukces spektakularny, że się awansuje, albo będzie zasłużona premia, ale o sukces względem osobistych wyzwań. Tak jak dziecku w szkole należy uświadamiać że nie uczy się dla nas, ale dla siebie, tak w pracy mamy być z świadomością, że nie pracujemy tylko dla siebie, ale dla innych. Satysfakcja jest wtedy gdy widzę ze moje wysiłki są pożyteczne.

 

     Można to osiągnąć tylko swoim własnym wysiłkiem? Jak się przypatrzę na swoją pracę, teraz, z perspektywy rzędu 35 lat pracy, to muszę powiedzieć,  że nie. Sukcesy bez udziału Boga są doraźne (mogą trwać nawet latami)  i mimo wszystko niepełne. To są sukcesy jak światełka na choince na Święta Bożego Narodzenia. Światełka dają miłą atmosferę, ale sedno jest w Bożym Narodzeniu. Światełka bez Bożego Narodzenia to tylko zewnętrzny blichtr. Tak jest z modną samorealizacją, to są tylko światełka na choince, a Boże Narodzenie – gdzie?  Szymon zarzucił sieci mimo że jego doświadczanie mówiło co innego.

 

     Zróbmy to samo. Zawierzmy pracę Bogu, oddajmy nasze miejsce pracy Bogu ( nie chodzi o organizowanie uroczystości z pompą), oddajmy nasz ręce, umysł, wzrok te zmysły którymi pracujemy, te talenty którymi nas Bóg obdarzył wykorzystujmy dla chwały Pana. Takie podejście do pracy spowoduje że nie będziemy czuli że praca to kierat, tylko obowiązek i byle do piątku.

 

     Zaprośmy Boga do naszej pracy, a zmienimy jej oblicze, bo wtedy też staniemy się rybakami dusz ludzkich dla Boga.

 

Szczęść Boże
Krzysztof Wróblewski

 


Dajmy się uwieść

Niezaprzeczalnie bezpiecznie, swobodnie, naturalnie się czujemy towarzystwie nam znanym. Nawet gdy to tylko znajomi w kościele. Idziemy na mszę, widzimy znane z widzenia osoby i wiemy że tym kościele razem w ich otoczeniu jesteśmy wśród swoich. W Chwałowicach nie ma możliwości, aby nie wiedzieć „sekrety” czyjejś rodziny i nawet gdy nas to niezbyt interesuje to i tak w towarzystwie „urodzinowym, grillowym” się dowiadujemy. Papież Franciszek wielokrotnie potępiał plotki. Mówił -„Obmawianie może zabić, bo zabija dobre imię innych”. Jezus przybył do Nazaretu i mimo że „wszyscy przyświadczali Mu i dziwili się pełnym łaski słowom, które płynęły z ust Jego. I mówili: 'Czy nie jest to syn Józefa?'”. No w tym całe zło plotkowania, w zabieraniu godności, możliwości obrony,  człowieczeństwa. Łatka przyporządkowana przez społeczność jest dużo trwalsza niż faktyczne czyny. Gdy przypięta łatka okazuje się nieprawdą, fałszem, to i tak nic się nie zmienia, tylko czas i stałość w dobrym obmawianego powoduje, że już się tematu nie porusza. Łatka nadal istnieje i powiewa , bo gdyby tak na czymś można tego delikwenta pochwycić, zinterpretować jego słowa lub czyny zgodnie z łatką – „jaka satysfakcja! miałem rację – on to jednak samo zło, nieprawość itd.” 

 

Nic od wieków się nie zmieniło, mało co różnimy się od mieszkańców Nazaretu. Czytamy dziś powołanie proroka Jeremiasza i można powiedzieć, że mało kto chciałby być w jego skórze. To On się kłóci z Bogiem wyznając - „Stałem się codziennym pośmiewiskiem , wszyscy mi urągają”, „Tak , słowo Pańskie stało się dla mnie codzienną zniewagą i pośmiewiskiem”,  aż skrajne poczucie bezsilności „ Niech będzie przeklęty dzień , w którym się urodziłem”. Skąd takie poczucie bezsilności, bo musiał wygarnąć prawdę. Jako człowiek musiał wytknąć zdecydowanej większości i to posiadającej władzę ich złe postępowanie. Można lepiej było powiedzieć że każdy widzi prawdę że zło się panoszy, ale co ja mogę z tym zrobić, na co ja mam wpływ? Taka postawa daje poczucie bezpieczeństwa, „świętego spokoju”. Zamykamy się w swojej misji życiowej, dbamy tylko o najbliższych, a świat bez nas sobie da radę. Można i taką mieć dewizę życiową. Jeremiasz próbował swoje powołanie do czynu, do prorokowania zagłuszyć, ale wtedy jak napisał ”zaczął trawić moje serce jakby ogień , nurtujący w moim ciele . Czyniłem wysiłki , by go stłumić , lecz nie potrafiłem”.

 

Czy masz poczucie, że zdarzyło się tak właśnie i z Tobą?. Czy nie zdarzyło się, że uległeś „świętemu spokojowi”, odepchnąłeś prorokowanie i masz teraz, raz po raz wyrzuty sumienia. Nie zadbałeś o wiarę dzieci, bo z nimi nie rozmawiałaś o Bogu, uważając że tylko nauka religi wystarczy, przy tym krytykując obecność religii w szkołach, sposób prowadzenia zajęć itd. Nie zadbałeś o to aby twoje dzieci nie mieszkały wspólnie przed małżeństwem. Nie zadbałeś aby wzięły ślub (nawet ten cywilny). Nie rozmawiałeś z dziećmi tylko uciekałeś przed telewizor. Ile takich ważnych spraw wyszło spod kontroli?  Jeżeli nie dotyczy to Ciebie, to znaczy, że żyjesz z Bogiem a Bóg w Tobie. Wracając do początku tekstu. Jezus miał też łatkę – syn cieśli, syn Józefa. To powstrzymało od patrzenia na czyny i słowa  Jezusa. Tylko wystarczyło że pochodzi z tej rodziny i już niedowierzanie faktom. Tak więc wchodząc do kościoła nie tylko jesteśmy wśród swoich, ale głównie jesteśmy na gościnnie u Boga.

 

Bóg nie przywiesza nikomu łatki , bo każdy przychodzi z jedną i to prawdziwą kartką – „grzesznik”. Kwestia czy sami ją dostrzegamy, czy tylko u innych? . Słuchajmy co Bóg nam zleca, idźmy za słowami Boga, nawet gdy uważamy, że nie podołamy, bo Jeremiasz mówił -  „Uwiodłeś mnie , Panie , a ja pozwoliłem się uwieść ; ujarzmiłeś mnie i przemogłeś”. Pozwólmy się Bogu uwieść.

 

Szczęść Boże

Krzysztof Wróblewski

 


Czytano więc z tej księgi

Trzecia Niedziela zwykła

 

        „Kapłan Ezdrasz przyniósł Prawo przed zgromadzenie, … I czytał z tej księgi,…. Czytano więc z tej księgi, księgi Prawa Bożego, dobitnie, z dodaniem objaśnienia, tak że lud rozumiał czytanie”. Wyobrażam sobie ten moment, niezwykle podniosły, radosny i długi („od rana aż do południa”). Czy dziś starcza nam czasu, aby usiąść i w spokoju przeczytać Słowo? W zasadzie źle zadałem pytanie, bo powinienem się spytać – dlaczego mamy czas na wszystko, a na czytanie Słowa nie mamy. Czytamy reklamy z sklepów (no ile czasu?), nagłówki w newsach na Facebooku (nagłówki, bo dużo spraw robimy w pośpiechu, powierzchownie), newsy na portalach, a Biblia? No oczywiście znam takie osoby które codziennie, czytają rozważają Słowo i żyją nim (nie tylko w stanie kapłańskim). W większości jednak spotykamy się z czytaniami w czasie Eucharystii i tyle.

 

        Dzisiejsze pierwsze czytanie zachwyca mnie postawą słuchaczy i czytających – czytano dobitnie, z dodaniem objaśnień, z podwyższenia, „cały lud powstał”, „Cały lud bowiem płakał, gdy usłyszał te słowa Prawa”. Piękno liturgii jest zakorzenione w tradycji żydowskiej, no bo przecież pierwsi chrześcijanie nie widzieli na oczy pisanej Ewangelii, a jedynie w synagogach teksty starotestamentalne.  W szabat czytano najpierw z księgi Powtórzonego Prawa i Liczb (jakże piękne czytanie „Szema Izrael”), potem pierwsze z Tory, drugie z Proroków. Następnie następowało tłumaczenie tekstów (midrasz), śpiew psalmów, potem następowała modlitwa „„tefillah” – 18 błogosławieństw, i błogosławieństwo kapłańskie. Na koniec była zbiórka dla potrzebujących. My czerpiemy z tej tradycji, bo to dobra, piękna tradycja.

 

        Czytanie Słowa ( Starego i Nowego Testamentu) to podstawa rozmowy z Bogiem. Czas z Nim spędzony nie jest czasem zmarnowanym, tak jak wielokrotnie mamy takie odczucie po „przeglądaniu” wciśniętych do skrzynki pocztowej ofert, czy portali w Internecie. Słowo Boga jest żywe, teraźniejsze mimo że spisane wieki temu i w czasach gdzie ludzie żyli zupełnie inaczej. To że żyli inaczej nie znaczy że postępowali inaczej, zmieniły się tylko narzędzia przez nas używane i wytworzone, ale zachowania ludzi się nie zmieniły, stąd aktualność Słowa jest bieżąca. Mój świętej pamięci szef mawiał - „wszystko już było, teraz jest w nowej oprawie”. Tak, to jest prawda.

 

        Aktualność Słowa Bożego jest nie do podważenia. Czytanie to jedno, a drugie to objaśnianie. Z tym objaśnianiem to może mamy problem, bo mamy za mało wiedzy, za mało … wiary. Co dziś uzmysławia nam Św. Lukasz mówiąc -  „Postanowiłem więc i ja zbadać dokładnie wszystko od pierwszych chwil i opisać ci po kolei, dostojny Teofilu, abyś się mógł przekonać o całkowitej pewności nauk, których ci udzielono”. On już poczytał co inni ewangeliści (Mateusz, Marek) napisali, był uczniem Św. Pawła (więc otrzymał dobrą szkołę starotestamentalną i dobrą szkołę jak żyć wg wskazań Jezusa, tzn. codzienna interpretacja Nowej Ewangelii). Postawił sobie wyzwanie, aby przekonać Teofila, że Nowa Ewangelia jest prawdą, jest Słowem tego samego Boga co przemawia przez karty Starego Testamentu. Z tekstu wynika, iż Teofil nie jest człowiekiem który pierwszy raz słyszał o Jezusie (jest napisane - „abyś się mógł przekonać o całkowitej pewności nauk, których ci udzielono”). Czyli tak jak my (w większości). Wiemy że gdzieś dzwoni, ale gdzie? No właśnie mamy połączenie czytania, słuchania, wyjaśniania Słowa Bożego.

 

        Czytajmy dla siebie i dla innych, słuchajmy jak czytamy (czyli nie skupiajmy się na przecinkach, kropkach, dykcji)  i słuchajmy innych jak czytają (słuchać to znaczy wejść w ten tekst, w to miejsce i czas) , objaśniajmy ( mówmy co czujemy od serca, bo czasami rozumem nie ogarniemy bo nie jesteśmy w stanie ogarnąć, a jak zaczniemy się wymądrzać to nie tylko siebie ośmieszymy).

 

        Wiarygodność Słowa, przekonanie do prawdziwości Słowa jest naszym zadaniem. Dziś Ty i Ja, mamy być dla siebie nawzajem i dla innych „naocznymi świadkami i sługami słowa”. Niech się tak stanie. Nie bójmy się. Bóg pomoże.

 

Szczęść Boże

Krzysztof Wróblewski

 

 


Co masz w portfelu?

Jutro i pojutrze bardzo fajne dni -Dzień Babci i Dzień Dziadka. Zarówno dla dziadków jak i dla wnuków to piękne dni. Jedni i drudzy się cieszą na te spotkania. Dla dzieci małych i tych dorosłych, jakoś dziadkowie „lepsi” niż rodzice, bo na więcej pozwalają (jak się było małym) , mają jakoś więcej czasu niż rodzice, cierpliwości itd. Ja niestety już za moich dziadków mogę pomodlić i ufam iż są w niebie, bo gdzieżby mieli być. Dla mnie to Oni posiadali te wszystkie dary Ducha o których wiemy że są. Z wiekiem człowiek nabiera tej życiowej wiedzy, że nie należy się spieszyć, że należy rozmawiać, przytulać (nawet dorosłe, żonate nasze dzieci), że życiu nadaje sens miłość.  Miłość jest konsekwencją dobrze pojętej wolności. Miłość jest spotkaniem darów Ducha z naszą odpowiedzią w wolności.

 

Czytając proroka Izajasza dziś możemy się zapytać czy to Tobie, o mnie – „Bóg twój tobą się rozraduje”. Postawić pytajnik czy wykrzyknik? Jak wykorzystujemy dary Ducha, czy Bóg się z tego wykorzystania danych nam darów może się cieszyć, czy też zmarnowaliśmy, zakopali, zapomnieli? W dzisiejszej Ewangelii jest napisane „Taki to początek znaków uczynił Jezus w Kanie Galilejskiej. Objawił swoją chwałę i uwierzyli w Niego Jego uczniowie”. Na nasze otrzymane dary możemy powiedzieć – „takie to początki „znaki” uczyniłem aby wszyscy widzieli ze jestem uczniem Jezusa”.  Te „znaki”, to nasze do dobre uczynki, to też uzdrowienia (niekoniecznie te zdrowotne, ale i o tym dziś czytamy), ale uzdrowienia  duszy, np. naszego zagubionego w tym świecie dziecka. Ile daliśmy miłości najbliższym (bo jak się nie nauczymy miłości do najbliższych, to istnieje niebezpieczeństwo, że okazywanie miłości do obcych, to będzie pokazówka, zaspakajanie własnej potrzeby uznania, pycha). Najbliższi, dzieci, rodzice, dziadkowie, rodzeństwo, to tu mamy wystarczające pole (czasami trzeba przyznać minowe) do popisu z dawaniem „znaków” miłości.

 

Właśnie dziadkowie mają ogromna rolę w tym uczeniu dawania „znaków” miłości. Bóg ma nieprzebrane stągwie miłości, ciągle może zamieniać wodę w wino, zamieniać trud codzienny i jego potrzeby (wodę) w radość życia (miłość), tu i teraz.  Dary Boga się nie zdezaktualizowały jak kupony na loterii. Otrzymaliśmy darmowe „zdrapki” z darami  Ducha. Niektórzy je schowali do portfela i nawet nie spojrzeli, albo wyrzucili, bo jak za darmo to na pewno nic nie warte. Inni zdrapali, zobaczyli ikonkę uzdrawiania, czynieniu cudów i … nie uwierzyli, że to możliwe i też schowali, a może co gorsza wyrzucili bo wypełnienie tego daru by ich zbytnio kosztowało, a przecież miało być za darmo.  Spójrzmy co my mamy w portfelu oprócz kart płatniczych i pieniędzy. Czym płacimy w życiu, czy tylko pieniędzmi, czy też dobrym słowem, uczynkiem? Jakie dajemy „znaki cudów” naszym  życiem? Każdy z nas może być cudotwórcą i imię Pana! Wierzysz? Duch każdemu z nas dał taj jak chciał. Odkryłeś jakie cuda możesz zdziałać? Odwagi, działaj.

 

Dziękuję moim dziadkom za to iż potrafili pokazać mi Jezusa, że byli świadectwem jak w aklamacji „ Bóg wezwał nas przez Ewangelię, abyśmy dostąpili chwały Pana naszego, Jezusa Chrystusa.” Dostąpić chwały, to znaczy dotknąć jego obecności. Jestem przekonany, że oni jej dotknęli i w niej żyją, a mi za swojego życia pokazali. Chwała Tobie Boże.

 

Szczęść Boże

Krzysztof Wróblewski


Być Janem.

Niedziela Chrztu Pańskiego

 

      Jan Chrzciciel w sposób gorliwy wypełniała swoją misję. Znał swoje miejsce w historii zbawienia, a ludzie przypuszczali, iż to On był tym oczekiwanym Mesjaszem. Do Jana przychodzili ludzie aby otrzymać odpowiedź, jak żyć, w zgodzie z Bogiem i ludźmi. Taką otrzymał misję od Boga – „Głos wołającego na pustyni”.  Przygotowywał ludzi na przyjęcie nauk i tego co czynił Jezus.  Punktem kulminacyjnym Jego misji był chrzest Jezusa. „ Kiedy cały lud przystępował do chrztu, Jezus także przyjął chrzest. A gdy się modlił, otworzyło się niebo  i Duch Święty zstąpił na Niego”. Trzeba znać swoją rolę w życiu.

 

      Dziś w świecie newsów czy ktoś by zauważył dziwaka, obdartusa który mówi o nawróceniu? Kolejny „nawiedzony”. Jak o nawróceniu mówi Papież, biskup, a nawet wikary to słuchamy, przytakujemy i bijemy się w piersi. Ale czy tak samo byśmy przytakiwali, bili się w piersi, ba, pytali się o to jak należy żyć,  człowieka który wyglądałby jak przysłowiowy menel? Kto by poszedł za takim, kto by wyznał takiemu swoje winy? Ktoś powie że dziś to już nie te czasy bo mamy sakrament spowiedzi, że dziś, to już mamy sakrament chrztu i bierzmowania. To prawda.

 

      Bóg dał nam narzędzia o wiele doskonalsze niż chrzest Janowy. Zastanówmy się więc jak my je wykorzystujemy. Parę linijek przed dzisiejszym czytanym tekstem Ewangelii Łukaszowej jest taki tekst Jana –„ Wydajcie więc owoce godne nawrócenia; i nie próbujcie sobie mówić: 'Abrahama mamy za ojca'”. Na dziś można powiedzieć, że współczesny Jan by powiedział – „nie wystarczy, że mówimy iż jesteśmy katolikami, że Bóg to nasz Pan, to nie wystarczy”. Sama deklaracja nie wystarczy. Trzeba uruchomić w sobie te pokłady Ducha Świętego, które otrzymaliśmy na Chrzcie Świętym  i dalej utrwaliliśmy w sakramencie Bierzmowania. Do Jana w czasach gdy

 

      Poncjusz Piłat był namiestnikiem Judei przychodzili wszyscy ci którzy pragnęli odnowy swego życia, bo zrozumieli, że jest ono nie takie jak powinno być. Ilu codziennie mijamy, spotykamy,   takich „Janów” którzy swoim widokiem, słowem, gestem nas dotykają tak, iż nagle coś nas kłuje w sercu, źle się czujemy w swojej skórze, odwracamy wzrok?  Jeśli ktoś mówi, że takich „Janów” nie spotyka to znaczy że ma uszy, a nie umie słuchać, ma oczy a nie umie patrzeć. Zacznijmy żyć jak ludzie Boga, bo przecież jesteśmy Jego dziedzicami, synami. Nie udawajmy że słowa „Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie” , odnoszą się tylko i wyłącznie do Jezusa.

 

      Bóg każdemu z nas chce to powiedzieć, więc odnówmy ten chrzest w sobie, zacznijmy od Janowego czyli dobrego przygotowania sumienia, a potem sakramentów pojednania i eucharystii. Przed Bogiem nie ma co udawać, ani że się jest lepszym niż naprawdę, ani udawać niedorajdę który zawsze błądzi, grzeszy i niby nie wie co oznacza przykazanie miłości. 

 

      Otwórzmy oczy na świat i słuchajmy co Jan mówi do nas, odszukajmy tych „Janów”, zejdźmy z kanap (jak mówi Papież Franciszek) odnajdźmy swoją misję, bo każdy z nas ma tak naprawdę misję Janową do spełnienia. Każdy na nas jest Janem ( nawet  przecież każdy z nas przy pewnych warunkach może ochrzcić ). Nie bójmy się być „Janem Chrzcicielem”. Nawracajmy, a zacznijmy od siebie.

 

Szczęść Boże

Krzysztof Wróblewski

 

 


Noworoczne postanowienie.

Rozpoczynamy nowy rok. Dziś w Uroczystość Świętej Bożej Rodzicielki Maryi słyszymy w aklamacji – „Wielokrotnie przemawiał niegdyś Bóg do ojców przez proroków, a w tych ostatecznych dniach przemówił do nas przez Syna.” Wielokrotnie i co z tego? Nie uwierzyli, a nawet szczególnie Ci, którzy znali pisma, proroctwa, rozważali Słowo. Nawet spisano to, co Jezus czynił i słyszymy to wielokrotnie. Czy historia braku rozeznania Słowa znów się powtarza? Kogo w swym życiu słuchamy, jak często ucha nadstawiamy na Słowo? Świętowanie się skończyło, trzeba wrócić do codzienności, atmosfera świąteczna powoli przygasa. Wraca codzienność.

 

Może niektórzy kolejny raz coś postanowią na ten Nowy Rok, aby zarzucić te postanowienia po krótkim czasie zawsze znajdując usprawiedliwienie. Codzienność nam nie pozwala być takimi jakimi chcielibyśmy być, a chcemy być lepszymi. Chcemy być lepszymi mężami, matkami, synami, pracownikami, kierownikami, a czasami tylko nauczyć się języka, schudnąć (bo to jednak noszenie nadmiaru ciała skutkuje na zdrowiu, a nie tylko na urodzie). Nasłuchujemy jak uczynić się lepszym od męża, żony, dzieci, rodziców, koleżanek i kolegów, czy w też po prostu nie zwierzając się nikomu (czasami ze wstydu, że już wielokrotnie to postanawialiśmy) szukamy rozwiązań na poprawienie siebie w Internecie. Czy szukamy rozwiązań naszych niedomagań w Biblii?

 

Wybrane fragmenty Biblii słyszymy co niedziela, ale czy słyszymy, czy rozważamy te słowa, czy szukamy w nich rozwiązania naszych problemów? „Maryja zachowywała wszystkie te sprawy i rozważała w swoim sercu”. Co my zachowujemy w naszym sercu? „Pasterze wrócili (do swojej codzienności), wielbiąc i wysławiając Boga za wszystko, co słyszeli i widzieli, jak im to było powiedziane”. Nasz powrót po Świętach Bożego Narodzenia właśnie ma być taki, jak tych pasterzy. Po przyjściu do szkoły, do pracy, w pracach domowych mamy wielbić Boga za wszystko, co dla nas uczynił. Oczywiście najpierw należy zauważyć w tym wszystkim Boga. Z tym zauważeniem, może być problem, bo codzienność na tyle się mija z „atmosferą Bożego Narodzenia”, że jest nam trudno mówić że to ten sam Boży świat. Częściej się pytamy – „Boże, dlaczego, gdzie jesteś?”.

 

Tymczasem mamy sami z odwagą zmieniać tą codzienność, tak jak pasterze. Włączyć Boga w nasze życie. Dostrzegać Go w innych ludziach. Modlić się za tych co na nas donoszą, dają niesłuszny domiar robót, nieuczciwie oceniających naszą dobrze i sumiennie wykonaną pracę (kiedy żonie ostatnio powiedziałeś, że obiad był pyszny; kiedy mężowi ostatnio powiedziałaś że dba o was), za plotkarzy i tych którzy obojętnie przechodzą obok, gdy znają nasze problemy zdrowotne, finansowe, rozterki moralne. Pasterze nie bardzo się znali na Pismach, a wiedzieli co maja zrobić. My słysząc Słowo Boga co niedziela i będąc Jego synami tym bardziej jesteśmy zobowiązani do wypełniania Jego słów. Nie o atmosferę świąteczną chodzi, ale o sedno Świąt Bożego Narodzenia – narodzenie Boga w nas.

 

Dziś wspominamy moment obrzezania Jezusa. Obrzezanie to nakaz nałożony przez Boga na proroka Abrahama i jego potomków, jako znak przymierza z Bogiem. Obrzezanie odbywa się ósmego dnia nawet wtedy gdy jest szabat, czyli zauważmy jak jest ważne dla tożsamości żydów. Na ile chrzest wywarł „piętno” na naszym życiu?  Czy czujemy zjednoczenie z chrześcijanami? Patrząc na codzienność mam wątpliwość, a więc jest za co się modlić. Wszędzie gdzie widzimy że nasze (zacznijmy naprawę świata od siebie) lub innych postepowanie jest niegodne chrześcijanina to módlmy o zmianę tego postepowania, błogosławmy aby się zmienić i aby się inni zmienili. Może to będzie najważniejsze postanowienie noworoczne – błogosławmy, jak jest napisane :'Niech cię Pan błogosławi i strzeże. Niech Pan rozpromieni oblicze swe nad tobą, niech cię obdarzy swą łaską. Niech zwróci ku tobie swoje oblicze i niech cię obdarzy pokojem'.

 

Ja grzesznik proszę Ci Bożę, błogosław tym co czytają (nawet przypadkiem) ten tekst, aby Twoje Słowo było im przewodnikiem na codzienność.

 

Szczęść Wam Boże na ten 2019r

Krzysztof Wróblewski

 


Błogosławieństwo

Pamiętamy, my ojcowie, jak słuchaliśmy jak rozrabia, jak dotykaliśmy wystające nogi, ręce  naszego dziecka w  brzuchu kochanej żony, matki. To piękne chwile. Matka i ojciec uczą się miłości do swojego dziecka mimo, że nie jest jeszcze widoczne. Wyczuwamy kopnięcia, przewracanie, słuchamy tętna tego bezbronnego, w pełni zależnego od matki, cielesnego owocu miłości rodziców.  Bóg powołał do życia, przyzwolił na owoc miłości. Maryja przyzwoliła wydanie na świat owocu miłości Boga do nas wszystkich. Owoc miłości ludzkiej, cielesnej, uświęcony przez Boga – nasze kochane dzieci. Owoc bezgranicznej miłości Boga do ludzi – Jezus. Patrzmy na nasze dzieci jak na działo Boga, mimo że są na nasze podobieństwo i obraz, nas grzeszników. Nawet teraz jak są nasze dzieci dorosłe, lub prawie (nastolatki w  wieku „swojego jedynie słusznego zdania”), też patrzmy na nie jak na działo Boga, bo nic się nie zmieniło, od czasu gdy nasłuchiwaliśmy ich w brzuchu żony. Bóg nie daje czasowej gwarancji na swoje dzieło, a daje gwarancję wieczną. Od poczęcia, poprzez śmierć do wieczności – to Boża ścieżka naszego życia, powołanego przez Boga. Wieczna gwarancja na życie. Dziś w Ewangelii słyszymy jak dwie matki  - Maryja i Elżbieta -  prowadzą dialog wychwalający Boga, a ich dzieci, w ich łonie, też prowadzą swoisty dialog którego efektem zauważanie przez Elżbietę, że Jan się poruszył w Jej łonie. W tym krótkim dialogu powtarza się jedno zasadnicze słowo – błogosławiona, błogosławiony - błogosławieństwo. Błogosławmy!! Mężowie prośmy Boga o błogosławieństwo dla naszych matek, żon. Oprócz swej miłości, to co możemy naszym matkom i żonom ofiarować, to Boże błogosławieństwo. Tak zrobiła Elżbieta.

 

Nie bójmy się błogosławić, bo to Bóg, tak naprawdę błogosławi naszymi rękami. Składając sobie życzenia na Wigilię nie zapomnijmy pobłogosławić żonę, męża, dzieci małych i tych już dorosłych, nawet jak mają swoje dzieci. Nie ma większego prezentu niż błogosławieństwo Boga, a nie wspomnę przyjęcie komunii świętej w czyimś imieniu. To ostatnie dla grzesznika jest niesamowitym darem miłosierdzia darującej to osoby, a szczególnie miłosierdziem Boga. Wszystkie prezenty materialne są fajne, dają radość, uśmiech,  poczucie że ktoś zadbał o ciebie. To jest potrzebne, a szczególnie  zadbanie o prezenty dedykowane (czyli takie o których ktoś powiedzmy „marzy”). Tego każdy oczekuje – poczucia że nie jest traktowany po macoszemu, ale otrzymał to co chciał, a to znaczy że osoby mu bliskie go słuchają, są z nim, interesują się nim, nie żyją obok mimo wspólnego domu. Poczucie więzi rodzinnej, a jednocześnie swojej wyjątkowości, jako żona, matka, córka, syn, mąż ojciec.  To wszystko bardzo ważne, szczególnie w tą Wigilijną Noc, a najważniejsze uświadomienie sobie z jakiego powodu jest to wszystko. Bóg jest wśród nas. Jest, przy naszym stole, składa nam życzenia, dzieli się opłatkiem.

 

Bóg dzieli się sobą na każdej Eucharystii. Nie byłoby tego wszystkiego gdyby nie zgoda Maryi, ale czy to możliwe, aby Maryja odmówiła lub  zwlekała w czasie (to jednak ogromna odpowiedzialność być matką Boga)? Bóg nas wybiera i daje misję, wie że nas stać na to, co On dla nas przygotował. Jednak Bóg pyta się o zgodę, bo dał nam na swoje podobieństwo, wolną wolę. Możemy zawsze wybrać. Bóg  nie ma wątpliwości w wyborach, wybrał Maryję jako matkę Jezusa, wybrał Józefa jako Jego opiekuna i opiekuna Maryi. Wybrał mnie jako ojca, Ciebie jako żonę, jego jako singla, jeszcze innego jako kapłana. Każdemu mówi o jego posłannictwie i pyta o wybór. Nie wiesz kiedy? Nie pamiętasz takich zdarzeń? Pomyśl kiedy było to poczęcie twoich dzieci, co się działo wtedy gdy Ty jeszcze nie miałeś pojęcia, że będziesz ojcem, matką. Z perspektywy lat zauważamy to, co wtedy było niezauważalne i widzimy, że Bóg pyta. A odpowiedzią na Jego wezwanie jest błogosławieństwo, tak jak to ujęła Elżbieta „ Błogosławiona jesteś, któraś uwierzyła, że spełnią się słowa powiedziane Ci od Pana”. Czy widziałeś błogosławieństwo dla Ciebie w swoim życiu? Przyjrzyj się ile ich było i ile przeoczyłeś i nie podziękowałeś.

 

W ten szczególny wigilijny wieczór błogosławmy, bo to największy prezent, Boży prezent.  

 

Szczęść Boże Krzysztof Wróblewski


Zapamiętaj mnie (90 dni)

Aby uzyskać dane do logowania zadzwoń: 32 733-39-42