Zamyślenia z kościelnej ławy

Moje Getsemani



Jakbym tam był. Doczekaliśmy się. Nareszcie przybył. Jest tu. Radość. Jezu, zasnąłem, razem z tymi apostołami co mieli czuwać przy Tobie, a Tyś jak każdy z nas przeżywał rozterki. Wiedziałeś co Cię czeka i tak po ludzku chciałeś tej męki uniknąć. Rozumiem to, bo jestem człowiekiem. Radość z Twego przybycia, radość przedwczesna. Zabrali Cię, a zdrajca był jednym z Twoich uczniów. Czemu, mu pozwoliłeś na to? Teraz wiem – posłuszeństwo, pokora to sens miłości.  Uwięzili Cię. Zmasakrowali fizycznie, poniżyli. Patrzę z daleka, aby ktoś nie powiedział – „To jeden z nich”.  Boimy się, uciekamy, wyrzekamy, siedzimy w kącie. Wstydzimy się siebie, za brak odwagi dawania świadectwa, za nasze wybory (grzechy, zaniechania dobra)

 

Tak dłużej nie można, trzeba wyjść i spojrzeć Bogu w oczy, aby usłyszeć siebie. Widzę Go. Niesie krzyż. Zasłaniam twarz i łzy, aby Ci co dziś triumfują nie zauważyli. Nie, właśnie nie, musze tę zasłonę zedrzeć dziś z siebie.   Dziś powinienem płakać za moje grzechy, wykrzyczeć je tak głośno, że Pan się obróci i powie – „Wiem, Ja wszystko wiem, a teraz dobrze, że i Ty wiesz. Niosę Twoje grzechy. Czy jesteś gotów trochę je ponieść”. Biegnę, biorę ten krzyż. Jaki jest ciężki, jaki przytłaczający. Chce się go odrzucić i zostawić Bogu. Czy tak się nie dzieje? Zostawiamy grzechy Bogu i dalej biegniemy przez życie, kolejny grzech upadek, ale nas jakoś nie boli. Boli Jezusa, boli Boga. On bierze za mnie ten ból. On je dźwiga, a sam upada.  Szedłem za Nim, aż tam na Golgotę.  Bezsilny, niedowierzający, że to jest prawdą, że można Boga ukrzyżować. Jezus wyzionął ducha. Kolana się sam uginają. To co się tym momencie stało – „A oto zasłona przybytku rozdarła się na dwoje z góry na dół…” wszystkich przeraziło, wstrząsnęło. Tylko dlaczego to właśnie nie kto jak setnik i jego ludzie powiedzieli „Prawdziwie, ten był Synem Bożym” - czemu oni, a nie ja?  Oni, poganie, zaborcy, zrozumieli co się stało i kogo wedle rozkazów ukrzyżowali. A ja … pozwoliłem. Może uda mi się dziś, tu i teraz wrócić do Getsemani. Być pośród tych wiekowych drzew oliwnych i modlić się, prosić Boga o to abym umiał wypełniać Jego wolę w każdym momencie życia. Może nawet i kłócić się z Nim o moje życie, ale przede wszystkim zauważyć i przyjmować Jego wolę. Szczególnie dziś w dobie pandemii bardziej rozumiemy tą samotność Jezusa, człowieka, który zna swe w przeznaczenie, rozumiemy Jego pokorę, Jego posłuszeństwo. Może to jedyne dobre cechy tego co się dzieje – tej pandemii. Słowa jak pokora, posłuszeństwo, nabierają na nowo znaczenia. Te słowa zatraciły swój sens, swoją rangę. To z perspektywy tej nocnej modlitwy Jezusa na wzgórzu, gdzie jest do dziś ten oliwny gaj, należy patrzeć na Zmartwychwstanie. Tam w Getsemani, na tej modlitwie, pełnej zawierzenia Bogu, pokory rozpoczęło się działo Zmartwychwstania. Jezus, jako człowiek się nie poddał tylko dla tego, że było Getsemani. Tamta modlitwa była przygotowaniem na Zmartwychwstanie.  My też musimy być przygotowani i wsłuchani w wolę Bożą. To jest sens mojego Getsemani – przygotowanie mojego Zmartwychwstania.

 

Szczęść Boże

Krzysztof Wróblewski




Zapamiętaj mnie (90 dni)

Aby uzyskać dane do logowania zadzwoń: 32 733-39-42