Zamyślenia z kościelnej ławy

Być Janem.



Niedziela Chrztu Pańskiego

 

      Jan Chrzciciel w sposób gorliwy wypełniała swoją misję. Znał swoje miejsce w historii zbawienia, a ludzie przypuszczali, iż to On był tym oczekiwanym Mesjaszem. Do Jana przychodzili ludzie aby otrzymać odpowiedź, jak żyć, w zgodzie z Bogiem i ludźmi. Taką otrzymał misję od Boga – „Głos wołającego na pustyni”.  Przygotowywał ludzi na przyjęcie nauk i tego co czynił Jezus.  Punktem kulminacyjnym Jego misji był chrzest Jezusa. „ Kiedy cały lud przystępował do chrztu, Jezus także przyjął chrzest. A gdy się modlił, otworzyło się niebo  i Duch Święty zstąpił na Niego”. Trzeba znać swoją rolę w życiu.

 

      Dziś w świecie newsów czy ktoś by zauważył dziwaka, obdartusa który mówi o nawróceniu? Kolejny „nawiedzony”. Jak o nawróceniu mówi Papież, biskup, a nawet wikary to słuchamy, przytakujemy i bijemy się w piersi. Ale czy tak samo byśmy przytakiwali, bili się w piersi, ba, pytali się o to jak należy żyć,  człowieka który wyglądałby jak przysłowiowy menel? Kto by poszedł za takim, kto by wyznał takiemu swoje winy? Ktoś powie że dziś to już nie te czasy bo mamy sakrament spowiedzi, że dziś, to już mamy sakrament chrztu i bierzmowania. To prawda.

 

      Bóg dał nam narzędzia o wiele doskonalsze niż chrzest Janowy. Zastanówmy się więc jak my je wykorzystujemy. Parę linijek przed dzisiejszym czytanym tekstem Ewangelii Łukaszowej jest taki tekst Jana –„ Wydajcie więc owoce godne nawrócenia; i nie próbujcie sobie mówić: 'Abrahama mamy za ojca'”. Na dziś można powiedzieć, że współczesny Jan by powiedział – „nie wystarczy, że mówimy iż jesteśmy katolikami, że Bóg to nasz Pan, to nie wystarczy”. Sama deklaracja nie wystarczy. Trzeba uruchomić w sobie te pokłady Ducha Świętego, które otrzymaliśmy na Chrzcie Świętym  i dalej utrwaliliśmy w sakramencie Bierzmowania. Do Jana w czasach gdy

 

      Poncjusz Piłat był namiestnikiem Judei przychodzili wszyscy ci którzy pragnęli odnowy swego życia, bo zrozumieli, że jest ono nie takie jak powinno być. Ilu codziennie mijamy, spotykamy,   takich „Janów” którzy swoim widokiem, słowem, gestem nas dotykają tak, iż nagle coś nas kłuje w sercu, źle się czujemy w swojej skórze, odwracamy wzrok?  Jeśli ktoś mówi, że takich „Janów” nie spotyka to znaczy że ma uszy, a nie umie słuchać, ma oczy a nie umie patrzeć. Zacznijmy żyć jak ludzie Boga, bo przecież jesteśmy Jego dziedzicami, synami. Nie udawajmy że słowa „Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie” , odnoszą się tylko i wyłącznie do Jezusa.

 

      Bóg każdemu z nas chce to powiedzieć, więc odnówmy ten chrzest w sobie, zacznijmy od Janowego czyli dobrego przygotowania sumienia, a potem sakramentów pojednania i eucharystii. Przed Bogiem nie ma co udawać, ani że się jest lepszym niż naprawdę, ani udawać niedorajdę który zawsze błądzi, grzeszy i niby nie wie co oznacza przykazanie miłości. 

 

      Otwórzmy oczy na świat i słuchajmy co Jan mówi do nas, odszukajmy tych „Janów”, zejdźmy z kanap (jak mówi Papież Franciszek) odnajdźmy swoją misję, bo każdy z nas ma tak naprawdę misję Janową do spełnienia. Każdy na nas jest Janem ( nawet  przecież każdy z nas przy pewnych warunkach może ochrzcić ). Nie bójmy się być „Janem Chrzcicielem”. Nawracajmy, a zacznijmy od siebie.

 

Szczęść Boże

Krzysztof Wróblewski

 

 




Zapamiętaj mnie (90 dni)

Aby uzyskać dane do logowania zadzwoń: 32 733-39-42